środa, 29 maja 2013

Metro Last Light, duże nadzieje i zawiedzione oczekiwania

Kiedy po raz pierwszy wkroczyłem do post apokaliptycznego świata gry Metro 2033, byłem oczarowany zarówno samą historią, sposobem jej prowadzenia, kreacją świata, ale przede wszystkim grafiką. Choć bardzo liniowa i do bólu oskryptowana rozgrywka, wciągnęła mnie na kilka dobrych godzin, aby finalnie obejrzeć końcowe napisy i delektować się ostatnimi scenami, które wyraźnie zapowiadały kontynuację historii młodego Artiema, bohatera gry. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy tylko zobaczyłem pierwsze informacje odnośnie kontynuacji, zatytułowanej Metro Last Light.


Wczoraj w końcu udało mi się dobrać do gry, zatem przygotowałem pada, zgasiłem światło i będąc przygotowanym na tzw. pewniaka, w ciemno spodziewałem się po prostu kontynuacji ścieżki fabularnej bez jakichkolwiek dodatkowych fajerwerków, co będąc szczerym byłoby w zupełności wystarczające. Niestety twórcom gry udało się wszystko zepsuć. Dlaczego? Moim zdaniem powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze jak już wcześniej wspomniałem pierwsza część była produkcją ściśle liniową, dlatego też opowiedziana historia była głęboka i przekonująca. Można rzec, że gra ograniczała się do interaktywnych przerywników, które bardzo sprawnie pchały fabułę do przodu. I tak też jest w Metro Last Light, niemniej twórcy wyraźnie chcieli na siłę zmniejszyć ilość oskryptowanych elementów co grze niestety nie wyszło na dobre. Co prawda dalej mamy do czynienia z korytarzami i liniowym prowadzeniem rozgrywki, niemniej od czasu do czasu wkraczamy do pewnych części poziomu, które osobiście nazywam tzw. arenami. Czym cechują się areny? Przede wszystkim musimy przez nie przebrnąć, co prawda możemy to zrobić szybko i sprawnie za pomocą arsenału jaki posiadamy, bądź po cichu, eliminując kolejnych przeciwników nożem, bądź pistoletem z tłumikiem. Dodatkowo twórcy silnie naciskają na eliminację źródeł światła, aby nasz bohater mógł ukrywać się w cieniu. Wszystko wygląda bardzo w porządku na pierwszy rzut, niemniej przy kolejnej z aren mamy wrażenie, że wszystko to jest tworzone na siłę, a kolejna eliminacja przeciwników nie sprawia już frajdy, natomiast sam gracz chce na siłę pchnąć fabułę do przodu tj. zakończyć daną sekcję. Wprowadza to do gry pewien chaos i niepotrzebne zamieszanie w ciągu fabularnym, co nie miało miejsca w pierwszej części, która stanowiła spójną całość, dawkując stopniowo napięcie, dając graczowi poczucie, że to on, swoimi własnymi czynami tworzy niejako historię i wpływa na otoczenie. Dodatkowo ciągłość ta została również zerwana pod względem bohaterów pobocznych, którzy pojawiają podczas naszej podróży w metrze. W nowej odsłonie co chwilę mamy do czynienia z nowymi NPC, tracimy przez to uczucie alienacji, które powinno towarzyszyć w opuszczonym, moskiewskim metrze. Co więcej, nie jesteśmy w stanie zżyć się z tymi postaciami co dodatkowo rujnuje klimat.


Na duży plus zasługuje natomiast oprawa artystyczna oraz design skupisk, w których mieszkańcy metra grupują się, aby przetrwać ciężkie czasy. Te, można rzec miasta kipią klimatem i w pełni świadczą o tym, czym seria Metro jest. Niemalże każda z postaci, obok której przechodzimy ma coś do powiedzenia, o tym co dzieje się w tunelach metra, co przeżyła w ostatnim czasie, co ją trapi itp. Właśnie tym stoi seria Metro, dlatego też chwała twórcom, że nie zapomnieli o tym aspekcie, co więcej poszerzyli go w odniesieniu do pierwszej części. Tym bardziej dziwią mnie sztuczne intersekcje, o których wspomniałem wcześniej, być może był to wymóg postawiony przez wydawcę, niemniej graczy nie powinno to interesować, w końcu oceniają finalny produkt.



Chciałbym też nawiązać do warstwy wizualnej gry. Do tej pory jestem zdania, iż gra Metro 2033 tj. poprzednik omawianej produkcji jest najlepiej wyglądającą produkcją w historii gier wideo, oczywiście w odniesieniu do produkcji z tzw. zamkniętym światem. Podobnie jest w Metro Last Light, efekty świetlne wciąż robią ogromne wrażenie, a post-procesing jest na najwyższym poziomie, niemniej samo wykonanie modeli daje znać o leciwości silnika graficznego, który nie ukrywajmy został jedynie mocno zmodyfikowany od wydania pierwszej części, niestworzony na nowo. Biorąc pod uwagę ten argument oraz poprzednie, można śmiało stwierdzić, że nowa części serii Metro mogła śmiało zostać dodatkiem do pierwszej części, nie pełnoprawnym produktem oznaczonym jako kolejna część.


Twórcy hucznie zapowiadają DLC do nowego Metro, co również świadczy o podążaniu zachodnim trendom. Jeśli będą to dodatki fabularne, mogą okazać się strzałem w dziesiątkę, niemniej ich jakość zadecyduje o wszystkim. Aktualnie chętnie powrócę do części pierwszej, niemniej Metro Last Light w moim odczuciu to gra na tzw. jeden raz. Mam nadzieję, że kontynuacja będzie czerpała więcej z pierwszej części, niemniej patrząc na bardzo pozytywne oceny, jakie zebrała nowa część Metra, mam wrażenie, że twórcy popadną w samo zachwyt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz