piątek, 31 maja 2013

Tworzenie inteligentnych reguł pobierania w ruTorrent

Jeśli jesteście w posiadaniu serwera opartego na systemie Linux, domowego, bądź profesjonalnego oraz pobieracie dane z internetu za pomocą protokołu Torrent, na pewno zainteresuje was możliwość automatycznego dodawania nowych plików według wcześniej zdefiniowanych reguł. Pewnie niektórzy z Was zapytają – dlaczego nie robić tego ręcznie? Oczywiście można i tak, niemniej jeśli pobieracie ulubione pliki, które publikowane są w określonych odstępach czasu np. seriale, nie warto go tracić na żmudne przeklikiwanie witryn, ponieważ skrypt zrobi to sam za nas. 

Czego potrzebujemy? Po pierwsze oprogramowania do pobierania torrentów. Ja osobiście preferuję rTorrent z nakładką (GUI) ruTorrent. Jest to nie tylko wydajne narzędzie, oferujące mnóstwo dodatków w postaci pluginów, ale przede wszystkim nie wymagające dużych zasobów, dlatego nawet tańsze serwery podołają zadaniu. Gdy samo oprogramowanie figuruje już na naszym serwerze, logujemy się poprzez GUI oraz klikamy prawym klawiszem myszy na zakładce Podajniki. Następnie aktywujemy opcję Dodaj podajnik RSS. W tym miejscu musimy wskazać źródło naszego podajnika, czyli nic innego jak kanał RSS (ang. feed) ulubionego serwisu torrentowego. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie aby podać kilka takich podajników co pozwoli na swoistą dywersyfikację źródeł oraz zminimalizuje szansę na „przeoczenie” publikacji, która nas docelowo interesuje. 


Gdy mamy już załadowane podajniki, należy stworzyć wspomniane reguły. W tym celu ponownie klikamy PPM na zakładkę Podajniki oraz wybieramy opcję  Menadżer RSS. Wszystkie reguły tworzone są za pomocą wyrażeń regularnych, dlatego też jeśli nie jesteście z nimi obyci, polecam lekturę strony Regular-Expression.info oraz sprawdzenie przykładowych wyrażeń. W przypadku menadżera programu ruTorrent wyrażenia interpretowane są w nieco inny sposób, dlatego też każdy ciąg zaczynamy od znaku /. Przykładowo /nazwa_torrenta/modyfikatory. Nieco zagmatwane? Nic bardziej mylnego. Dla przykładu chcemy, aby nasz skrypt automatycznie pobierał nowe wersje dystrybucji Debian. Przykładowa nazwa torrenta to Debian Release 28.05.2013.torrent. W takim przypadku nasze wyrażenie powinno wyglądać następująco: /debian.*release.*/i. Oczywiście możemy zmniejszyć zakres pobieranych plików precyzując wyrażenie np.: /debian.*release.*05.2013/i. Analogiczny system można tworzyć np. dla seriali, gdzie znacznik .* oznacza tzw. wolne wyrazy, bądź dowolny fragment w nazwie. Przykładowo: /nazwa.*serialu.*s.*e.*720p/i. Tak stworzona reguła pozwoli nam na automatyczne pobieranie ulubionych odcinków serialu, gdzie jakość odcinka to 720p. Oczywiście w tym przypadku również możemy zmniejszyć zakres zastępując fragment s.*, następującym s01. W takim przypadku chcemy aby program pobierał tylko odcinki z pierwszego sezonu ulubionego serialu.


Na takiej samej zasadzie możemy tworzyć wykluczenia od nazw. Przykładowo chcemy wyeliminować nagrania słabej jakości, tworzymy zatem regułę: /(cam|ts|480p|r5|r6)/i. Znacznik | pozwala na oddzielenie wyrażeń, natomiast znacznik i na końcu każdego wyrażenia pozwala na ignorowanie wielkości znaków w wyrażeniu, zatem nie musimy martwić się faktem, że dany torrent może zawierać nazwy z dużej i małej litery. 

Mam nadzieję, że niniejszy wpis przybliży Wam nieco możliwości samego ruTorrenta oraz moc, która drzemie w wyrażeniach regularnych. Oczywiście są to bardzo proste przykłady, niemniej poświęcenie 30-40 minut, pozwoli na zaoszczędzenie wielu godzin szukania plików, co więcej będą one pobierane automatycznie, gdy pojawią się w sieci.

Nowy zwiastu filmu "Maczeta zabija"

Robert Rodriguez jest znany ze swoich produkcji oraz niekonwencjonalnego podejścia do reżyserowania. Pierwsza cześć filmu Maczeta (ang. Machete) była moim zdaniem genialna i jest godnym reprezentantem filmów tzw. klasy B, w której lubuje się właśnie Rodriguez i znany wszystkim Quentin Tarantino. W dniu dzisiejszym opublikowany został nowy trailer bezpośredniej kontynuacji filmu, zatytułowanej Maczeta zabija.

W roli głównej znowu meksykaniec: Danny Trejo, a obok niego plejada gwiazd. Dla przypomnienia w pierwszej części mogliśmy zobaczyć m.in. Roberta De Niro, Stevena Seagala oraz Dona Johnsona. W nowej części zobaczymy ponownie Jessicę Albę, Mela Gibsona i uwaga... Lady Gagę! Nieźle prawda? Swój powrót zalicza również Tom Savini, znany z niemal wszystkich produkcji Rodrigueza oraz Tarantino. Zresztą, zobaczcie sami:

czwartek, 30 maja 2013

Cenisz prywatność? Przestań akceptować ciasteczka firm trzecich w przeglądarce

Ciasteczka firm trzecich w przeglądarce (ang. 3rd party cookies) są stałym problemem oraz stanowią „zagrożenie” dla naszej prywatności. Do tej pory walka z nimi wymuszała instalację różnorakich wtyczek, ja osobiście zawsze preferowałem NoScript dla Firefoxa, niemniej jest to narzędzie dla bardziej zaawansowanych użytkownik, a prywatność oraz jej ochrona należy się każdemu. Dlatego też twórcy przeglądarki Firefox od wersji 22 postanowili zaimplementować wbudowaną funkcję wyłączenia wspomnianych ciasteczek.

Jak to właściwie funkcjonuje? Dla przykładu, gdy wchodzimy na ulubioną stronę, dajmy na to Onet.pl, nasza przeglądarka wczytuje nie tylko ciasteczka samego serwisu Onet, lecz także serwisów powiązanych, w tym przypadku 90% z nich stanowią skrypty portali mierzących popularność strony, skrypty statystyczne oraz skrypty zbierające informacje dla reklamodawców. Reasumując, służy to wszystko budowaniu swoistego profilu użytkownika, jego preferencji, to co lubi, jakie strony odwiedza itp.

Praktyka jest powszechna, zatem gdy tylko reklamodawcy usłyszeli o planach fundacji Mozilla, jasno ogłosili, że Mozilla planuje zamach na kieszenie firm oferujących takie usługi. Moim zdaniem jest to stanowisko mocno przesadzone, ponieważ przede wszystkim wspomniana funkcja nie jest włączona domyślnie, zatem każdy użytkownik musi ją aktywować, tak jak odbywa się to w przypadku instalacji popularnych AdBlockerów. Jak ją zatem włączyć? Kierujemy się do menu Opcje, a następnie zakładki Prywatność. Finalnie z listy Program Firefox wybieramy opcję będzie używał ustawień użytkownika oraz odznaczamy ptaszek przy ustawieniu Akceptuj ciasteczka z innych witryn niż odwiedzane. Dla ułatwienia zamieszczam zrzut ekranu:


Ta prosta czynność pozwoli nam w znaczącym stopniu na ograniczenie 3rd party cookies. Ich obecność można sprawdzić w bardzo prosty sposób skanując komputer popularnymi programami typu Spybot S&D, bądź Hitman Pro. Ciekaw jestem, czy reszta rynku przeglądarkowego pójdzie tym tropem. Moim zdaniem nie. Należy bowiem zwrócić uwagę, że drugi z graczy, mianowicie Google z przeglądarką Chrome sam jest jednym z największych dostawców rozwiązań reklamowych oraz statystycznych na rynku, zatem takie posunięcie przeczyło by statutowi firmy.

Nowy Wolfenstein, klasyk powraca!

Niemalże dwa tygodnie temu na światło dzienne wyszły pierwsze informacje odnośnie prac nad nową częścią, kultowej gry Wolfenstein o podtytule The New Order. Do tej pory pamiętam mile spędzone godziny przy Return To Castle Wolfenstein, który w moim odczuciu jest jednym z najlepszych FPSów w historii gier. Niemniej ostatnie produkcje mające miejsce w Wilczym Szańcu, mianowicie restart serii z 2009 r. nie przekonały mnie, dlatego też miałem duże obawy co do nowej produkcji.


Ku memu zaskoczeniu pierwsze doniesienia z zamkniętych pokazów oraz filmy z rozgrywki przedstawiają klasyczne podejście do tematu gier FPS z lekką dozą nowych pomysłów od szwedzkiego studia, które tworzy nową produkcję. Dla zarysowania fabuły powiem tylko, że akcja gry toczy się w latach 60-tych XX w. i przedstawia alternatywą wersję wydarzeń, gdzie A. Hitler wygrał drugą wojnę światową, za pomocą tajemniczej technologii. Oczywiście jest to bardzo sprytny sposób na przedstawienie świata gry, ponieważ twórcy mają dużą dowolność w tworzeniu miejsc dobrze nam znanych, niemniej przy wtrąceniu wizji architektonicznej rodem z trzeciej rzeszy. Na pierwszy screenach widać „przebudowany” przez Niemców Kapitol w USA, bądź ulice Londynu. Ba! Podobno niektóre z misji mają mieć miejsce nawet w Polsce! Szwedzi naprawdę zaskakują, tym bardziej, że oglądając nowe filmy z rozgrywki mam wrażenie że odtwarzane są sceny z takich klasyków jak Quake 2, bądź RTCW właśnie, niemniej w odświeżonej wersji. Wszystko jak najbardziej na plus.
 

Dodatkowo sama gra ma działać na mocno zmodyfikowanej wersji silnika id Tech 5, stworzonej przez kultowe id Software i Johna Carmacka na czele. Sam silnik jest dobrze znany, chociażby z gry Rage autorstwa id, gdzie pokazał na co go stać.


Reasumując, oczekuję z niecierpliwością na nowego Wolfa, mam również nadzieje, że twórcy nie zawiodą moich oczekiwań. Dodam tylko, że najbardziej wyczekuję nowych, niemieckich mechów, które mają pojawić się w grze. Ciekawa ta wizja alternatywnej wersji wydarzeń, prawda?!


środa, 29 maja 2013

Metro Last Light, duże nadzieje i zawiedzione oczekiwania

Kiedy po raz pierwszy wkroczyłem do post apokaliptycznego świata gry Metro 2033, byłem oczarowany zarówno samą historią, sposobem jej prowadzenia, kreacją świata, ale przede wszystkim grafiką. Choć bardzo liniowa i do bólu oskryptowana rozgrywka, wciągnęła mnie na kilka dobrych godzin, aby finalnie obejrzeć końcowe napisy i delektować się ostatnimi scenami, które wyraźnie zapowiadały kontynuację historii młodego Artiema, bohatera gry. Tym bardziej ucieszyłem się, gdy tylko zobaczyłem pierwsze informacje odnośnie kontynuacji, zatytułowanej Metro Last Light.


Wczoraj w końcu udało mi się dobrać do gry, zatem przygotowałem pada, zgasiłem światło i będąc przygotowanym na tzw. pewniaka, w ciemno spodziewałem się po prostu kontynuacji ścieżki fabularnej bez jakichkolwiek dodatkowych fajerwerków, co będąc szczerym byłoby w zupełności wystarczające. Niestety twórcom gry udało się wszystko zepsuć. Dlaczego? Moim zdaniem powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze jak już wcześniej wspomniałem pierwsza część była produkcją ściśle liniową, dlatego też opowiedziana historia była głęboka i przekonująca. Można rzec, że gra ograniczała się do interaktywnych przerywników, które bardzo sprawnie pchały fabułę do przodu. I tak też jest w Metro Last Light, niemniej twórcy wyraźnie chcieli na siłę zmniejszyć ilość oskryptowanych elementów co grze niestety nie wyszło na dobre. Co prawda dalej mamy do czynienia z korytarzami i liniowym prowadzeniem rozgrywki, niemniej od czasu do czasu wkraczamy do pewnych części poziomu, które osobiście nazywam tzw. arenami. Czym cechują się areny? Przede wszystkim musimy przez nie przebrnąć, co prawda możemy to zrobić szybko i sprawnie za pomocą arsenału jaki posiadamy, bądź po cichu, eliminując kolejnych przeciwników nożem, bądź pistoletem z tłumikiem. Dodatkowo twórcy silnie naciskają na eliminację źródeł światła, aby nasz bohater mógł ukrywać się w cieniu. Wszystko wygląda bardzo w porządku na pierwszy rzut, niemniej przy kolejnej z aren mamy wrażenie, że wszystko to jest tworzone na siłę, a kolejna eliminacja przeciwników nie sprawia już frajdy, natomiast sam gracz chce na siłę pchnąć fabułę do przodu tj. zakończyć daną sekcję. Wprowadza to do gry pewien chaos i niepotrzebne zamieszanie w ciągu fabularnym, co nie miało miejsca w pierwszej części, która stanowiła spójną całość, dawkując stopniowo napięcie, dając graczowi poczucie, że to on, swoimi własnymi czynami tworzy niejako historię i wpływa na otoczenie. Dodatkowo ciągłość ta została również zerwana pod względem bohaterów pobocznych, którzy pojawiają podczas naszej podróży w metrze. W nowej odsłonie co chwilę mamy do czynienia z nowymi NPC, tracimy przez to uczucie alienacji, które powinno towarzyszyć w opuszczonym, moskiewskim metrze. Co więcej, nie jesteśmy w stanie zżyć się z tymi postaciami co dodatkowo rujnuje klimat.


Na duży plus zasługuje natomiast oprawa artystyczna oraz design skupisk, w których mieszkańcy metra grupują się, aby przetrwać ciężkie czasy. Te, można rzec miasta kipią klimatem i w pełni świadczą o tym, czym seria Metro jest. Niemalże każda z postaci, obok której przechodzimy ma coś do powiedzenia, o tym co dzieje się w tunelach metra, co przeżyła w ostatnim czasie, co ją trapi itp. Właśnie tym stoi seria Metro, dlatego też chwała twórcom, że nie zapomnieli o tym aspekcie, co więcej poszerzyli go w odniesieniu do pierwszej części. Tym bardziej dziwią mnie sztuczne intersekcje, o których wspomniałem wcześniej, być może był to wymóg postawiony przez wydawcę, niemniej graczy nie powinno to interesować, w końcu oceniają finalny produkt.



Chciałbym też nawiązać do warstwy wizualnej gry. Do tej pory jestem zdania, iż gra Metro 2033 tj. poprzednik omawianej produkcji jest najlepiej wyglądającą produkcją w historii gier wideo, oczywiście w odniesieniu do produkcji z tzw. zamkniętym światem. Podobnie jest w Metro Last Light, efekty świetlne wciąż robią ogromne wrażenie, a post-procesing jest na najwyższym poziomie, niemniej samo wykonanie modeli daje znać o leciwości silnika graficznego, który nie ukrywajmy został jedynie mocno zmodyfikowany od wydania pierwszej części, niestworzony na nowo. Biorąc pod uwagę ten argument oraz poprzednie, można śmiało stwierdzić, że nowa części serii Metro mogła śmiało zostać dodatkiem do pierwszej części, nie pełnoprawnym produktem oznaczonym jako kolejna część.


Twórcy hucznie zapowiadają DLC do nowego Metro, co również świadczy o podążaniu zachodnim trendom. Jeśli będą to dodatki fabularne, mogą okazać się strzałem w dziesiątkę, niemniej ich jakość zadecyduje o wszystkim. Aktualnie chętnie powrócę do części pierwszej, niemniej Metro Last Light w moim odczuciu to gra na tzw. jeden raz. Mam nadzieję, że kontynuacja będzie czerpała więcej z pierwszej części, niemniej patrząc na bardzo pozytywne oceny, jakie zebrała nowa część Metra, mam wrażenie, że twórcy popadną w samo zachwyt.